Afganistan(Hindukusz 73)_cd18
Post 19
M2
Nocujemy w szóstkę w obozie pierwszym. Pogodę cały czas pobytu w Hindukuszu mamy idealną. Jurek postanowił, że wyjdziemy stąd, w szóstkę, na przełęcz, między M2(6460 m) i szczytem(6021 m). Wychodzimy na przełęcz, mającą około - 5820 m. Lodowym, szerokim żlebem. W którym można się było spotkać z lawiną kamienną.
Z przełęczy otwiera się widok, na wschód, na Dolinę Szachaur. W której działała wyprawa autora „Pokutująch śniegów” Andrzeja Wilczkowskiego w 1966 roku. Od razu rozpoznaję Szachaura, Langutę-i Barfi, Langar Zom.
Czekała nas tu mała niespodzianka. Wcześniej, działający w tym rejonie Francuzi, zostawili niepotrzebne im już rzeczy. Wśród nich wspaniała lina - osiemdziesiąt metrów. Wyglądała na nowiutką. Puszki z pysznościami. Tabliczki Ovomaltiny. Nie wszystko pamiętam. Jesteśmy z biednego kraju. A tu taki skarb. O cenniejsze rzeczy ciągniemy losy. Który się do mnie uśmiecha i wygrywam tą linę. Nie wspinałem się na niej. Już się potem nie wspinałem. Na nieznanej linie nie powinno się wspinać.
Za to tuńczyk w konserwie, otworzonej scyzorykiem, był owszem, ale…? Ciągle ten brak apetytu! O Ovomaltinie czytało się tylko w książkach. Jak alpiniści się „dopalali”, w krytycznej sytuacji. Coś w tym było, ponieważ po zjedzeniu kilku kawałków urosły mi „skrzydła”. Ale nie na długo, ponieważ szybko opadły.
Tu się rozdzieliliśmy. Czwórka doświadczonych, pod batutą Jurka, poszła w lewo na M2(6460 m). Mnie z Maćkiem przypadł zaszczyt wejścia na pierwszy nasz sześciotysięcznik -6021 m. Nie był daleki, ale skrzydła już mi wisiały. Wchodzimy północnym, lodowym stokiem.
Tyle się teraz czyta o ośmiotysięcznikach. O chodzeniu bez tlenu, prawie bieganiu z góry na górę. I to w zimie. Co ten facet pisze? Sześć tysięcy metrów nad poziomem morza? Przecież to proste! Gospodynie domowe, od kuchni wybierają się w takie góry.
Nie mam argumentów, w takich dyskusjach. Patrzyłem tylko w książkach na zdjęcia, jak nawet, na takiej wysokości, ludzie się wlekli. A na siedmiu - jeszcze bardziej. Lub też nie mogli wyjść tak wysoko.
O tym już wiedziano, w okresie, gdy Kazimierz Dorawski pisał swoją znakomitą książkę „Człowiek zdobywa Himalaje” – 1957 r. Niektórzy alpiniści nie przekroczą 6500 m npm. Średnio pułap możliwości sięga siedem tysięcy i kilkaset metrów. Wyjątkowo uzdolnieni przekraczają bez tlenu osiem kilometrów.
Jak to jest z wysokością to boleśnie się o tym przekonał Jerzy Kukuczka, gdy po raz pierwszy spotkał się górami wyższymi od Alp. W czasie wprawy katowickiej na Mc Kinley, na Alasce(1974 r) z najwyższym trudem dotarł na ten sześciotysięczny szczyt. I jeszcze ta tragedia Bułgarów, przy próbie wejścia na Noszak.
Argumenty są! Kondycja zdobywana przed wyjazdem, a nie przy biurku. Częste pobyty wysoko, przyspieszające aklimatyzację. Wyżywienie, wyspanie się, „wykąpanie się”. Czarna robota dla tragarzy, szerpów. Dojazd „luksusowy”. w rejon gór wysokich. Wszystko jest maksymalnie ułatwione.
Zresztą, co tu gadać! Ci od ośmiotysięczników wyselekcjonowali się z dziesiątków tysięcy, pętających się „alpinistycznie” po górach na całym świecie. Tak, jak trzydziestka w Pucharze Świata jest wyselekcjonowana z dziesiątków, lub więcej tysięcy obijających tyki.
Wyszedłem z Maćkiem na nasz sześciotysięcznik. Może lepszą kondycję już tu miałem. Schudłem przez ten brak apetytu. Trzeba też jeść białko, nie tylko węglowodany. Wypoczynek i żywienie jest bardzo ważne w górach.
Widok na wchód się poszerzył. Na pierwszym planie otoczenie Doliny Szachaur. Te góry przede mną na dole są bez śniegu! A przecież to szczyty ponad pięć tysięcy metrów. To ich południowe, lub zachodnie zbocza, skały wystawione na słońce. Hindukusz jest „suchy” i gorący. Daleko na horyzoncie coś wyraźnie większego. Pamir w Tadżykistanie. Za korytarzem Wachanu.
No i świetnie teraz widoczny Szachaur. Widzę wyraźnie tą grań w stronę Nadir Szacha. Którą mieliśmy iść. Z opisu wyprawy poznańskiej, która wyszła po raz pierwszy na Nadir Szacha wynika, że szli na niego szerokim żlebem śnieżnym. Stąd nie widocznym, ale lepiej widocznym z Doliny Szachaur.
Maciek, po naszym powrocie do obozu, powiedział, że nie czeka na nich, tylko schodzi do bazy wysuniętej. Ja postanowiłem poczekać. Ugotowałem herbatę i przelałem ją do plastykowej flaszki. Ciepłą flaszkę włożyłem do śpiwora. Po łyku dla każdego. Czwórka wróciła w środku nocy, po wyjściu na szczyt. Drzemiąc, słyszę opowiadanie o wejściu. Znaleźli flaszkę z herbatą!
Zdjęcia:
1. Czwórka. Czwórka kolegów odchodzi w stronę M2.
2. Na 6021 m. Mój rekord wysokości. Wysokość(napis na zdjęciu) została potem skorygowana przez Jurka. W głębi Szachaur(7118 m).
Notka: Kolejne zdjęcia tworzą panoramę, od lewej strony. Od kierunku na północ do wschodu
3. Stoki płd. Granie w stronę M2 i Kiszmi Chana i ich stoki południowe. Tu działała wyprawa Andrzeja Wilczkowskiego w 1964 r.
4. Dolina Szachaur. Na pierwszym planie lodowiec Szachaur Mjani, spływający do doliny. Z jego prawej strony długa grań biegnąca z M3 w kierunku pn-wsch. Niżej słabo widoczny Lodowiec Hoszk. Na nim stała baza główna wyprawy łódzkiej. W głębi Pamir. Na prawo stoki Languta-i Barfii.
5. Pamir. Daleko na horyzoncie szczyty Pamiru.
6. Languta. Languta-i Barfi(6827 m ), w chmurach Langar Zom, Szachaur.
7. Langar. W środku widoczny dwuwierchołkowy Langar Zom( 6750 m i 7061 m). Bliżej, filar północny Szachaura.
8. Wysoka grań. Szachaur i Nadir Szach. Widok na grań(długość ok. 5 km), będącą naszym celem. Na tle Nadir Szacha szczyt M3(6109 m).
9. Szachaur. Szachaur(7118 m). Bariery lodowca w kierunku jego szczytu.
Panorama z M3b kończyła się na szczytach M2 i Kiszmi Chan. Tu zaczyna się od ich wschodnich grani. Kończy na Nadir Szachu. Pomiędzy tym szczytem i M3b jest w lini prostej niecałe dwa kilometry. I mają niewiele różniącą się wysokość.
Edytowane przez Zagronie
- 3
- 1
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia