Afganistan(Hindukusz 73)_cd17
Post 18
Penitenty
Od prawie dwóch tygodni kursujemy między obozem pierwszym a bazą wysuniętą. Z rzadkim wypadem, niżej do bazy głównej. Właśnie taki wypad wykorzystuję, rozmyślając, jakby się tu umyć. Brud od dłuższego czasu narasta na mnie. Ostatnie, jakie takie mycie od połowy w górę, to jeszcze było w Fajzabadzie, w Kokczy. Wspaniała była kąpiel w wodzie z wywierzyska.
Strumyk na łączce z kwiatkami, gdzie stoi baza, płynie. Wpadłem na genialny pomysł. Który powtórzyłem, trzy lata później w niskich Himalajach. Wykopię rano dołek w kamieniach. Wyłożę go folią. Wleję wodę ze strumyka. I poczekam do popołudnia. Słońce tu grzeje, jak kwarcówka.
Wyszła całkiem przyjemna letnia kąpiel. Kapitalnie! Mydełko i na golasa. Kąpiel była bajkowa, boska. Na gruzowisku, pod lodospadem Khumbu, wiedzą co robią, instalując prysznice z ciepłą wodą. Która sobie odpływa do górskiego, krystalicznego potoku.
Wychodzimy we trójkę z bazy wysuniętej. Jurek, Maciek i ja. Jest już dosyć późno. Słońce zaczęło swoją codzienną pracę. Nasz cel - szczyt w grani głównej, dobrze widoczny na prawo od kierunku marszu - M5(6076 m).
Idziemy w kierunku czarnej piramidy, zachodniej ściany Nadir Szacha. Najpierw przez pole penitentów. Nie jest to szczyt przyjemności. Wolno się posuwamy do przodu. Pole jest za nami i zaczyna się lodowiec, który sobie płynie dalej, za moreną boczną obok naszej bazy..
Pojawiają się szczeliny, coraz szersze i głębsze. Szerokie trzeba obchodzić, lub szukać mostków do przejścia. Słońce operuje. Przybliża się ściana Nadir Szacha. Z jego szczytu główna grań Hindukuszu spada nagle, dobre kilkaset metrów, na przełęcz. Wisi tu doskonale widoczny, lodowiec. Między Nadir Szachem i M4a. Wisi on też nad swoją czarną ścianą.
Ja mam zawodową wprawę w liczeniu w głowie. Kolega w biurze dawał takie zagadki. Strzel, nie licz! Ile jest ziarenek maku w metrze sześciennym? Policzyć nie jest tak trudno. Więc idę sobie i liczę. Podnóże ściany Nadir Szacha to jakieś 5700 m npm. Jego szczyt ponad kilometr wyżej. W proporcji, ten lodowiec ma około ze sto metrów grubości, i wisi nad ścianą. Która ma też, w proporcji, z kilkaset metrów wysokości.
W „Taterniku” czytałem o urwaniu się wiszącego lodowca w Pamirze, w rejonie piku Lenina. Podano tam niewiarygodne dane, jak daleko poleciały odłamki. Jak się ten nasz się ”ocieli”, to polecimy wszyscy w kosmos. Od podmuchu.
Mamy wyjść stokiem lodowym w prawo, ze trzysta metrów, na dość płaską przełęcz. I z niej jeszcze ze dwieście metrów i będziemy mieli z Maćkiem swoje rekordy wysokości. Da się to zrobić. Jurek jednak się czemuś przygląda na tym stoku. Nie cały jest gładki. Na naszej drodze sterczy serak. Z daleka wydaje się być nie dużym. Może nie duży, ale ma z dziesięć, piętnaście, metrów wysokości.
Jurek rozmawia ze sobą. Jest południe, słońce bardzo mocno grzeje. Ten stok jest prawie prostopadły do jego promieni. Jurek jest inżynierem. Konstruktorem sprężarek. Może się ten serak ruszyć. Mróz zawsze wszystko doskonale spaja. Zastanawia się, czy nie zrezygnować. Waha się. Nie mówię nic. Mam obok siebie, jednego z najlepszych polskich znawców takich gór.
Szkoda tego szczytu! To czuję wyraźnie. Ale nie mówię-tylko w myślach. Maćkowi też bardzo szkoda. Zaczyna dyskusję z Jurkiem. W ferworze - padają jakieś słowa o strachu, prawie o tchórzostwie.
Siedzimy na plecakach i gadamy ze sobą. Jurkowi robi się bardzo przykro. Mówi o swojej dwójce dzieci. Maciek jest nachalny. Uspokajam Jurka. Nie denerwuj się. Ty odpowiadasz! I zawróciliśmy.
Następnego dni wyszli inni. Tylko znacznie wcześniej. Szczyt został zaliczony wyprawie. To był praktyczny przykład odpowiedzialności i rezygnacji. Ile jest warta góra, gdy się nie wróci? Lub wróci kaleką.
Wydaje mi się, że nasze pozwolenie się niedługo skończy. Niedługo będzie miesiąc, jak tu siedzimy. Grani z Nadir Szacha na Szachaur na pewno nie zrobimy. Mnie się wydawało, że o wiele bardziej doświadczeni koledzy to zrobią. Ja będę niżej nosił swój bagaż.
Ale pisząc to teraz uświadomiłem sobie, czytając relacje uczestników wypraw, w monografii K. Seysse –Tobiczyka. A jest tam relacja z wyprawy w 1971 roku w Hindukusz, napisana przez naszego kolegę Ryszarda Zawadzkiego, że zamierzenia swoje. A rzeczywistość na miejscu - swoja. To mi uświadomiło, że inaczej spojrzałem na nasz pobyt w Dolinie Mandaras
Zdjęcia:
1. Penitenty i Kohe Mandaras.
2. Pole.
3. Penitenty. W tle szczyty M9 i M10.
4. Ostrza. Penitenty z bliska
5. Czarna ściana. Nadir Szach(6814 m), wiszący lodowiec, M4a(6274 m)
6. Trawers. Przejście szczeliny po mostku lodowcowym
7. M5. Nasz dzisiejszy cel M5(6076 m). Na tym lodowym stoku tkwił ten feralny seraks.
Edytowane przez Zagronie
- 2
- 2
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia