Afganistan(Hindukusz 73)_cd9
Post 10
Wieś Qadzi Deh.
Króciutko trwała jazda do tej wsi. Położonej na wysokości 2600 m npm. Mamy już Tatry pod sobą. We wsi pełnia lata. Trwają w niej żniwa Przyjechała ekspedycja w góry. Będzie spora kasa do zarobienia. Więc nie można tego zmarnować z powodu żniw. Robotę się podzieli.
Wszystko musi się odbyć w określonym porządku, obowiązującym w cywilizowanym świecie. Przyjmuje nas na herbatę szef wioski. Czy też właściciel jej pól? Trudno zgadnąć, ponieważ jest bardzo młody. I też nie orientuję się, jakie tu są stosunki własnościowe. Jest też dumny z dużego, przenośnego radia na baterie. We wsi nie ma prądu. Prąd jest, ale po drugiej stronie Ab-e Pańdź, w ZSRR. Ponieważ w nocy coś tam się świeci.
Sprawa oficjalnej wizyty była załatwiona. I można było przystąpić do najtrudniejszej części programu wyprawy. Negocjacji - po ile kosztować nas będzie dniówka, do niesienia jednego bębna? Bębnów jest trzydzieści. Droga do bazy zajmie nam dwa dni. Ze strony tragarzy, czy też kulisów, negocjacje prowadzi ich szef. Z naszej Karol. Chroniący się przed słońcem w kasku tropikalnym.
Negocjacje są długie. Tu chodzi o poważne pieniądze dla dwóch stron. My mamy zielonych marną kupkę. Dla nich to rzadka okazja, by zarobić. Hindukusz jest już prawie wyeksplorowany. Oczy świata alpejskiego zwracają się w kierunku Himalajów i Karakorum.
Korzystając z wolnego, bawię się w fotoreportera. I poluję z aparatem na ciekawe ujęcia. Szczególnie mnie interesują miejscowi. Ludzie. I nieco upolowałem. Troskliwy ojciec z dziećmi. Dwie dziewczynki, miejscowe góralki, w pięknych kostiumach ludowych. Chłopiec z bębenkiem. Chłopiec z koszem. Ten lejkowaty kosz, znany jest chyba na całym obszarze górskim Środkowej Azji. Kobiety z takimi koszami spotykałem później w Zachodnich Himalajach. Nawet trafiła mi się piękna zieleń z bydełkiem. Gdzie woda, tam życie.
Staje na siedmiu dolarach na osobę, za dzień pracy. Plus coś tam z żywności. Zresztą - jeszcze muszą po nas posprzątać, po zakończeniu wyprawy. Już same puste bębny są coś warte. Liny też są cenione. Można pociąć na kawałki dla celów gospodarczych. O puszkach po konserwach pisałem, gdy byliśmy w Fajzabadzie.
Można więc sobie będzie wybrać bęben do niesienia. Wszystkie są identyczne, żółte. Z identycznymi napisami. Ale nie wszystkie takie same. Podniesie jeden do góry, potem drugi, trzeci, …. Każdy nieco inaczej waży. Wybieram sobie najlżejszy. Kolegom zostawiam te cięższe.
Teraz się wyjaśnia, po co każdy był ważony na wadze sprężynowej. I troskliwie dopychany, lub odciążany. Praktyka wypraw. Inaczej będzie rewolucja, zanim jeszcze wyprawa wyruszy w drogę. Rewolucja zawsze wisiała w powietrzu. Pisano całe strony w książkach, o strajku tragarzy, kulisów. Im się nie spieszyło, tylko tym zwariowanym ludziom, by wychodzić tam, gdzie nic już nie rośnie. Jak się strajkuje, to się odpoczywa i jeszcze się więcej zarobi.
Przygotowanie bębna do niesienia. Zadziwia mnie mocowanie bębna na plecach. Waży średnio 33 kilogramy. Szerokich pasków, jak u plecaka nie ma. Tylko wełniany sznur. Maszeruje człowiek cały dzień z tym ciężarem. Niektórzy mają jakieś liche buty. U niektórych coś w rodzaju klapek. Podeszwa wycięta, ze zużytej opony.
Ci ludzi są chudzi, nie odżywieni. Koledzy, którzy tu już byli, rozpytują o tego, czy tamtego. Nie żyje. Średnia życia, gdzieś koło czterdziestki. Mieliśmy też przypadek jednego z kulisów. Uszkodził sobie nogę i jeden z nich, na polecenie ich szefa niósł dwa bębny. Trudno w to uwierzyć, ale widziałem człowieka na własne oczy.
Zdjęcia:
1. Mieszkańcy. Przyjechała wyprawa. Mieszkańcy mają nadzieję na poważny zarobek.
2. Żniwa. We wsi Qadzi Deh.
3. Ojciec. I córki. Miałem wątpliwości, czy to nie dziadek? Ale biorąc pod uwagę długość życia i kiedy się ożenił, doszedłem do wniosku, że ojciec.
4. Góralki. Dziewczyny pięknie ubrane. Stanowią silny kontrast w stosunku do poprzedniego zdjęcia i tych dwóch chłopaków na następnych zdjęciach. Gdzie ich ubiór, to łata naszywana na następną. Te wszystkie zdjęcia były robione w Qadzi Deh.
5. Kosz. Chłopiec z koszem. Takie lejkowate kosze spotykane były także w Himalajach
6. Bębenek. Chłopiec z bębenkiem.
7. Karol. Zdaje się, że Karol wyjaśnia jakąś sprawę. Może stosunkowo dobrze znał słownik Chwaścińskiego. Był już tutaj w 1962 roku.
8. Negocjacje. Karol prowadzi negocjacje z szefem kulisów. Po ile Afgani, za dzień niesienia wyposażenia wyprawy?
9. Oczekiwanie. Czekamy, na koniec negocjacji. Sprawa jest delikatna. Ze względu na nasze skromne zasoby dewizowe. Bębny ustawione jeden na drugim i osłonięte przed słońcem.
10. Tona. W sumie tyle ważyło nasze wyposażenie. Wyprawa została zorganizowana w bardzo oszczędny sposób. Bębny czekaja na kulisów. W karnistrze benzyna do prymusów „Juvel”.
11. Wybór. Przed startem karawany. Zaczęło się sprawdzanie, który bęben jest lżejszy.
12. Przygotowanie. Przygotowanie bębna do niesienia. Sznur z wełny owczej. Kupowali od nas potem liny. Które pocięte były znacznie bardziej trwałe, niż te sznury.
13. 33 kg. Taka była średnia waga bębna. Co nie było takie łatwe, by wyrównać ich wagi. Bęben wybrany. Będzie można iść i zarobić 15 dolarów.
14. Zieleń. Rzadki, nadzwyczaj obrazek w tym wypalonym, górskim kraju.
Edytowane przez Zagronie
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia