Afganistan(Hindukusz 73)_cd1
Post 2
Kolejne polskie wyprawy w Hindukusz
W 1962 roku wyrusza w Hindukusz druga polska wyprawa. Składająca się z dwóch grup. Poznańskiej i krakowskiej. W wyprawie bierze udział kilku Francuzów. Metoda stosowana tym czasie, aby mieć źródło dewiz. Z dwudziestki uczestników, tylko trzech brało udział w pierwszej wyprawie w 1960 roku. Biel, Krajski i Zierhoffer. Reszta nigdy nie była w górach wysokich.
Podróż do Afganistanu z bagażem była już „tradycyjna”. Pociągiem do Termezu i stateczkiem przez Amudarię na brzeg afgański. Nazwa przejścia granicznego jest mało ważna, ponieważ jego położenie nad rzeką zmieniało się w czasie kolejnych wypraw. Z granicy jechali do Mazar-i-Szerif i dalej już też„tradycyjnie” do Fajzabadu, przełomem Kokczy.
Grupa poznańska wchodzi do dziewiczej Doliny Mandaras. Która się odgałęzia na wschód od doliny Qazi Deh, w rejonie japońskiej „Bazy pod Wierzbami”. Zasadniczym celem miał być potężny szczyt, wznoszący się w grani głównej Hindukuszu, w głębi tej doliny. Byli pewni, że to jest ten sam szczyt, co oznaczony kotą -7125 m, na mapie „Survey of India”.
Zakładają bazę w Dolinie Mandaras na wysokości ok. 4100 m. Powrócę potem do tego miejsca i kolorowych widoków z niego. Grupa penetrowała otoczenie doliny. Nadając kolejnym szczytom w jej otoczeniu literę„M”(Mandaras) i numer. Szczyt z kotą -7125 m, oznaczono jako M4.
Weszli na niego, jako pierwsi zdobywcy. Późniejsze, dokładniejsze pomiary obniżyły jego wysokość do 6814 m. W porozumieniu z władzami, po naradzie w Kabulu, nadano mu nazwę Nadir Szach. Ojca panującego króla Afganistanu Zahir Szacha. Stryczyński i Zierhoffer wchodzą też jako pierwsi ludzie na Kohe Mandaras(6631 m). Był początek września i przy wejściu na szczyt odmrażają sobie stopy.
Grupa krakowska, licząca siedem osób, w której byli min.- Stanisław Biel, Henryk Ciońćka i Karol Jakubowski, nie miała sprecyzowanego planu i udała się dalej w kierunku wschodnim, by szukać szczytów, o wysokości przekraczającej siedem kilometrów. Podjechali najpierw samochodem dwadzieścia kilometrów dalej, wzdłuż Ab-e Pańdź do wioski u zbiegu dużej doliny. W której, w głębi dominował potężny szczyt Szachaur(7167 m), nazwany tak samo jak wioska. Po rekonesansie w dolinie okazało się, że wejście na niego jest niezwykle trudne. Przeniesiono się dalej w górę doliny Wachanu, w celu rozpoznania terenu. W tym rejonie weszli jako pierwsi na Kohe Tez(7015 m).
W roku 1963 wyjeżdża w Hindukusz wyprawa łódzkiego koła Klubu Wysokogórskiego. Jej kierownikiem był Andrzej Wilczkowski. Głównym celem był już rozpoznany Szachaur. Nie zdobyli tego szczytu. Na jego pokonanie należało przebyć trzykilometrowy lodowy filar. Rozpoczęli poważniejszą akcję na niego już w październiku, jako ostatnie zamierzenie. Byli wprawdzie już doskonale zaaklimatyzowani. Doszli jednak tylko do 5800 metrów, gdy drogę zmknęła im osiemdzięciometrowa bariera szklistego lodu. Do szczytu mieli jeszcze 1300 metrów. Weszli natomiast wcześniej na Kiszmi Chana(6745 m), M2(6460 m) i po raz pierwszy na Langutę-i Barfi(6827 m).
W głowie utkwiła mi książka Andrzeja Wilczkowskiego - „Pokutujące śniegi”. Była to relacja o tej wyprawie. Dziwne śniegi. Spotykane w suchych górach, min. w Andach i Hindukuszu. Śnieg firnowy topnieje, ale w dziwny sposób. Tworząc las „szpikulców”, o wysokości do wzrostu człowieka, czy wyżej. Tworząc „gęsty las”. Nie da się przez to swobodnie iść. Łamią się bez trudu. Same szpice. I dalej zostaje część „nadziemna”. Trzeba czasem dodatkowo zbijać je czekanem. Machaj jednak tym narzędziem powyżej pięciu kilometrów, niosąc nieraz, nie lekki plecak. One pokutują, jak mnisi. Pokuta też dla alpinisty, gdy na nie trafi. Czytając ją, gdy została wydana w 1969 roku, nie przypuszczałem, że zobaczę na własne oczy tych pokutników. I będę musiał przez nich przebrnąć.
W Hindukuszu zaczęli się pojawiać Niemcy, Austriacy. Zaczął być modny wśród alpinistów. W 1966 roku wyjeżdża kolejna polska wyprawa, środowiskowa z Krakowa, zawierająca piętnaście osób. Kierowana przez Romana Śledziewskiego. W jej składzie po raz pierwszy dwie kobiety, oraz min: Andrzej Heinrich, Jerzy Potocki, Jerzy Wala, Ryszard Zawadzki. W wyprawie wziął też udział Janusz Wojtusiak, biolog z UJ. Zaproszono też do udziału alpinistów zagranicznych, z powodów już wcześniej wyjaśnionych. Postanowiono wejść na Szachaur filarem północnej ściany. Stawiając to, jako główny cel wyprawy. Przewidywano także wejście na dwa szczyty powyżej siedmiu kilometrów i trawers całej grani Noszaka.
Nowością było użycie do przewozu bagażu i części uczestników wyprawy samochodu Star z przyczepą. Który jechał przez Turcję i Iran do Afganistanu. Spotkanie całej wyprawy nastąpiło w Fajzabadzie dziewiątego sierpnia. Najpierw działali w otoczeniu doliny Qadzi Deh. Trzydziestego sierpnia sześciu członków wyprawy stanęło na Noszaku(7492 m), wychodząc nowa drogą(zachodnią grzędą Noszaka) i bijąc swoje rekordy życia. Przy okazji pokonali wszystkie trzy wierzchołki Noszaka-wschodni, główny i zachodni.
Działąjąca w składzie wyprawy z mężem Fracuska Isabelle Agresti doszła do 7400 m. Prasa francuska nazwała ja po powrocie do kraju „La famme vivante la plus haute du monde”(Silna i wybitna kobieta. Ale też, że wyszła najwyżej na świecie-gra słów). Wejście na Noszak, nową drogą, w zaledwie dwa tygodnie od rozpoczęcia działalności, zakończyło się chorobą wysokościową kilku uczestników. Zmuszeni byli zejść niżej. Wpływ na to miało także nieodpowiednie odżywianie.
Trójka z nich, najmniej odczuwająca skutki wysokości, Bourgeois, Heinrich i Potocki została w pobliżu Noszaka i postanowiła jeszcze wejść na dwa szczyty-Darban Zom(7219 m) i szczyt z kotą -7291 m. Uważali, że ten drugi jest dziewiczy. Szczyt(Shingeik Zom -7291 m) nie był dziewiczy. Tylko oni o tym nie wiedzieli. Został zdobyty wcześniej, w tym samym roku przez alpinistów niemieckich. Na wieść o tym, jako ubezpieczenie do obozu III pod Noszakiem docierają Rodziński, Wala i Wojtusiak.
Zamierzali wejść na oba te siedmiotysięczniki z siodła(szeroka przełęcz) pomiędzy nimi. Obniżywszy się trzysta metrów z obozu trzeciego(6800 m) na Noszaku rozbili namiot u stóp żebra skalnego, spadającego z jego głównego wierzchołka. Następnego dnia zaczynają podchodzenie w kierunku przełęczy pomiędzy tymi szczytami. Śnieg na podejściu był głęboki i na przełęcz docierają dopiero pod wieczór. Zmuszeni są wrócić na noc do namiotu.
Wieczorem psuje się pogoda. Zaczyna sypać śnieg. Śniegu przybywa i rano rezygnują z tych dwóch szczytów. Decydując się na powrót do obozu trzeciego pod Noszakiem. Lawina pyłowa porywa Bougeois i Potockiego. Kolejna porywa Heinricha. Bougeois i Heinrich wygrzebują się ze śniegu. Długie poszukiwania Jerzego Potockiego nie dają rezultatu. Jest pierwszą, polską ofiarą Hindukuszu.
Przestawiają namiot w pobliże grani, łączącej Noszak z Gumbaze Safed(6800 m). Zamieć nie ustaje i cały następny dzięń spędzają w namiocie bez żywności, która została w plecaku Potockiego. W kolejnym dniu próbują znowu dotrzeć do trzeciego obozu. W głębokim śniegu idzie im to straszliwie wolno. Obaj mają zapalenie spojówek. W dodatku Heinrich ma nogę przebitą czekanem. Wracają do namiotu. Jedyna możliwość uratowania się, to zejście z grani do bazy wysuniętej.
Bougeois decyduje się na to zejście, skrajnie trudnym terenem. Rozstają się. Większość zejścia to ogromna skalno-lodowa ściana. Półtora dnia schodzi do bazy. Natomiast Heinrich, po noclegu w namiocie, wraca z największym trudem do trzeciego obozu. Tu była żywność i paliwo. Został uratowany.
W 1971 wyruszają do Afganistanu dwie ekspedycje. Jedna z koła krakowskiego KW, przy współudziale koła lubelskiego KW. Druga z Wrocławia. Kierownikiem krakowskiej grupy został Stanisław Biel. W jej składzie byli min. Henryk Ciońćka, Jerzy Wala, Ryszard Zawadzki. Szefem grupy z Wrocławia był Jerzy Wojnarowicz.
Część ekipy i bagaż jedzie do Afganistanu Jelczem 315 M. Druga część leci samolotem z Moskwy do Duszanbe. A stąd pociągiem do Termezu. Jelcz z bagażem dociera aż do Fajzabadu, pokonując wąskie galeryjki nad Kokczą. Potem za tym miastem, w stronę doliny Wachanu, natrafiwszy na mostek, który zawaliłby się pod ciężką maszyną, zmuszeni byli wynająć samochód i przenieść na niego bagaż wyprawy.
W końcu z opóźnieniem wszyscy docierają do wsi Qadzi Deh. Stąd Wrocławianie idą z karawaną w górę pod Noszak. Obóz główny ma być założony na wysokości około 4030 m. Tu dowiadują się, że pod Noszakiem zmarło kolejno, na chorobę wysokościową, pięciu alpinistów bułgarskich. Czytałem szczegółowy opis tej nieszczęsnej wyprawy. Przyczyną było zbyt szybkie posuwanie się w górę, bez należytej aklimatyzacji i wypoczynku.
Był już wrzesień i początek jesieni. W bazie pod Noszakiem zaczynał w nocy pojawiać się mróz, który utrzymywał się także przez dzień. Wyżej, w rejonie szczytu, rozpoczynała się zima. Wejście na Noszak wiązało się z dużym ryzykiem. Ustalili wspólnie, że nie będą na niego wchodzić. Wyjdą w stronę jeszcze nieznanych, ale niższych gór Kohe Zebak. W celu aklimatyzacji i rekonesansu.
Nęcił ich jeszcze nie zdobyty szczyt w pobliżu Noszaka. Noszący kotę - 6350 m. Zdobyli go i nazywali Asp-e Sayah(Czarny Koń). Ponieważ jego pokonany, wyższy sąsiad nosił już nazwę Asp-e Safed(Biały Koń-6607 m). Osiemnastego września zaczął padać śnieg. Przenieśli się ostatecznie w Kohe Zebak.
Jest to grupa górska na zachód od Hindukuszu Wysokiego. Za doliną Qadzi Deh. Która ją oddziela od Hindukuszu Wysokiego. Ma ona obszar ok. 950 km kwadratowych. Nazwa ich pochodzi od miejscowości Zebak, przez którą jedzie się z Fajzabadu do Iskaszimu. Najwyższym szczytem tych gór jest Sad Isztragh - 5859 m npm.
Grupa krakowsko-lubelska udała się samochodem ze wsi Qadzi Deh w górę Wachanu, docierając do osady Qala-i Panja. Ostatniej, do której można było wtedy dojechać tym pojazdem. Spieszyli się, ponieważ było coraz zimniej. Stąd wyruszyły cztery zespoły rekonesansowe. Po ich powrocie zdecydowano, że zaatakują Kohe Qala-i Ust(6309 m), a następnie Kohe Baba Tangi(6513 m). Jeden ze wspanialszych problemów ścianowych w Hindukuszu. Z jego północnym, dwukilometrowym filarem. Dziesięciu alpinistów prowadził Ryszard Zawadzki.
Nie osiagnęli tych szczytów. Jednak po drodze weszli na kilka wiechołków powyżej pięciu kilometrów. Zaczęła załamywać się pogoda. Na całym Hindukuszu Wysokim(Wschodnim) padał śnieg. Ostatecznie grupa wróciła na zachód, w rejon Kohe Zebak.
Hindukusz Wysoki
Dla ułatwienia zrozumienia moich postów i śledzenia działalności Polaków w początkach eksploracji Hindukuszu załączam mapę graniową Hindukuszu Wysokiego, opracowaną przez Jerzego Walę i zamieszczoną w monografii „Od Andów po Hindukusz” Kazimierza Seyyse-Tobiczyka. Autor mapy zbierał informacje od uczestników wypraw penetrujących Hindukusz. Stopniowo uściślając jego topografię.
Dla ułatwienia śledzenia mapy zaznaczyłem na czerwono szczyty, które były celem zainteresowania polskich wypraw. Króciutko omówionych w poprzednich akapitach. Noszak ma trzy wierzchołki. Główny(M), zachodni(W) i wschodni(E). Zieloną kropką oznaczyłem rejon japońskiej bazy głównej(„Baza pod Wierzbami”) z roku 1962. Znajdowała się ona u zbiegu dolin Qadzi Deh i Mandaras na wysokości ok. 3 km.
Nazwy szczytów na mapie się zmieniały i w literaturze polskiej są takie, jak w nawiasach: Kohe Naser Khosraw(M2- 6460 m): Kohe Kesnikhan(to Kiszmi Chan): Kohe Nadir Sah(Nadir Szach): Kohe Skhawr(Szachaur.) Kohe to „góra”, szczyt. Wysokości szczytów też ulegały zmianie. W miarę coraz dokładniejszych pomiarów.
Mapy takie, popularn1e zwane „graniówkami” są podstawą działania alpinistów w górach. Nie mapy fizyczne. Mapy fizyczne zawierają zbyt wiele szczegółów i są „nieczytelne” dla wspinacza. Dla alpinisty istotny jest przebieg grani. Grani głównej rejonu, grani bocznych, odgałęziających się od głównej w punktach zwornikowych. Naniesione na ich przebieg szczyty, przełęcze i ich wysokości. Ogólny przebieg dolin, lodowce oraz cieki(potoki, rzeczki).
Alpinista, wspinacz musi widzieć stok, ścianę, grań, aby ocenić trudności wspinaczki, po skale i lodzie. Zastępczym środkiem dla oceny była i jest fotografia. Jak najbardziej też szczegółowa. Nie da się tego zrobić z najbardziej nawet szczegółowej mapy fizycznej. Która jest przydatna w ogólnej orientacji, przy dojściu w interesujący rejon. Teraz pojawiły się dodatkowe środki, dla wyobrażenia sobie rzeźby terenu. Zdjęcia z satelitów, czy tzw. zdjęcia lotnicze. Z naniesionymi poziomicami. Wszystko to bardzo ułatwia alpinizm w nieznanych górach. Niemniej ostateczne zdanie należy do człowieka obserwującego teren. .
Edytowane przez Zagronie
- 7
- 1
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia