Gdy rok temu kończyliśmy wyprawę rowerową doliną Drawy i Gail w Austrii, zaczęliśmy snuć z przyjaciółmi plany, dokąd pojechać następnym razem. A może by pociągnąć w drugą stronę tam, gdzie zaczynaliśmy trasę? Bella Italia? Dolomity?
Pomysł rzucony niezobowiązująco w deszczowe popołudnie przy kawie na lienzkiej starówce, skonkretyzował się w tym roku w ostatnim tygodniu sierpnia. Kolejny tydzień natomiast minął na wędrówkach górskich w regionie Vinschgau. Zapraszam na retrospektywną relację z minionych dwóch tygodni.
22.08 (niedziela) – rozruch na lekko w górnym Vinschgau
W sobotę wieczorem dojechaliśmy z Darkiem autem do miejscowości Goldrain/Coldrano w Vinschgau (Tyrol Południowy), gdzie spotkaliśmy się z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa, z którą od kilku lat spędzamy rowerowy urlop. Właściwą wyprawę planowaliśmy zacząć od poniedziałku – niedziela była więc przewidziana na odpoczynek po podróży, aklimatyzację i spokojny rozjazd, jeszcze bez sakw.
Aura kapryśna, prognozy nie najlepsze – od czternastej zapowiadane załamanie pogody i deszcze. Zaplanowaliśmy więc niedługą trasę dookoła jezior Haidersee i Reschensee. W trakcie dojazdu autem przeszła gwałtowna ulewa, a nad przełęczą Reschen dalej kłębiły się ołowiane chmury. Temperatura +14 stopni. Zimno, wiatr - jechać? Jechać!
Nasza ekipa:
Haidersee:
Dolna stacja kolejki Haideralm. Osiem lat temu jeździłam tu na nartach, jeszcze przed połączeniem z sąsiednim ośrodkiem Schöneben w Reschen:
Zapora na Reschensee. W przeciwieństwie do ciemnogranatowego jeziora Haideralm, woda ma tutaj intensywnie turkusowy kolor.
A oto i wspomniany ośrodek Schöneben:
Po drugiej stronie jeziora znane miejsce z zatopioną wieżą kościoła w Graun. Zimą można tutaj dojść pieszo, po zamarzniętej tafli. Teraz usypano mierzeję dookoła.
Pogoda wcale nie ma zamiaru się załamać, a nawet jakby się nieco ociepla i przejaśnia. Nie ma więc powodu, aby po zrobieniu ósemki wracać do pensjonatu. Po krótkiej naradzie postanawiamy zjechać kilka km w dół do Mals, na końcową stację linii kolejowej Vinschger Bahn, tam zostawić auta i trasą rowerową Etschradroute (wzdłuż Adygi) zjechać do Goldrain, a wieczorem wrócić pociągiem do Mals po samochody.
Jeśli nie macie swoich rowerów, to można wypożyczyć przy stacji kolejowej a zwrócić na dowolnej innej na odcinku między Mals a Meran (ok. 60 km) i wrócić pociągiem. Fajna opcja np. jako urozmaicenie po wiosennych nartach, szczególnie, że z kartą gościa VinschgauCard macie transport publiczny w dolinie za darmo.
Mals - przy dworcu.
Jeden z budynków w zabytkowym centrum Mals:
Adyga jest tutaj niewielkim, rwącym potokiem:
W wielu miejscach są tablice informacyjne z przebiegiem trasy. Warto wspomnieć, że Etschradroute jest częścią długodystansowego szlaku Via Claudia Augusta z Würzburga do Wenecji.
Pozostałości wojenne?
Docieramy do Glurns - maleńkiej, średniowiecznej perełki. To jedno z najmniejszych miast w Alpach, liczące sobie ok. 900 mieszkańców, z zachowaną oryginalną zabudową z XV i XVI w. i miejskimi murami. A że akurat zaczęło kropić, to przysiadamy na capuccino z kawałkiem sernika w jednej z kawiarni.
Szlak prowadzi lekko z górki, dość blisko rzeki - w większości wydzielonym asfaltem, czasem są szutrowe odcinki - jak np. pod Prad lub pod Laas.
Za Prad jedziemy przez jabłkowe sady. Widok bezkresnych szpalerów jabłoni z dojrzałymi, apetycznymi owocami będzie nam towarzyszył przez najbliższe dni. Jakże pięknie musi tu być również wiosną!
Dojeżdżamy do Laas, znanego głównie z kopalni śnieżnobiałego marmuru. Ale nie tylko - wkrótce odbędzie się tu kolejna edycja przyznania prestiżowej literackiej nagrody im. Franza Tumlera dla najlepszego, niemieckojęzycznego debiutu literackiego.
Widok na plac przeładunkowy przy linii kolejowej oraz (w tle) na dawną kolejkę szynową na zbocze kamieniołomu:
Stąd już niedaleko do Goldrain, do naszego pensjonatu. Pierwsze ponad 60 km pedałowania za nami, a rano wyruszamy na wyrypę z sakwami.
[cdn.]
Edytowane przez tanova
- 13
17 komentarzy
Rekomendowane komentarze