Spreewald rowerem - na ogórkowym szlaku
Spreewald leży w Brandenburgii, bliziutko przy autostradzie z Berlina do Drezna – zaledwie dwie i pół godziny drogi od Szczecina i półtorej godziny od Zielonej Góry. Warto spędzić tam weekend lub nawet więcej czasu. Dlaczego? Niesamowite krajobrazy licznych odnóg i kanałów Szprewy tworzą istny labirynt wśród lasów i łąk. Oprócz gęstej sieci kanałów i szlaków wodnych, po których pływać można kajakiem albo płaskodenną łodzią, znaleźć można w tej zielonej krainie setki kilometrów pięknych tras rowerowych, w tym Szlak Ogórka (Gurkenradweg) - pętlę o długości 260 km po najciekawszych miejscach rezerwatu biosfery w Spreewaldzie i jego okolic. Pętla ma układ gwiaździsty, więc można ją przejechać w dwóch, trzech, a nawet czterech etapach, startując np. z miasteczek Burg (Bórkowy), Lübben (Lubin) czy pobliskich miejscowości.
A że jesteśmy na forum narciarskim, to nadmienię jeszcze przy okazji, że niedaleko stąd jest do hali Snowtropolis (chyba najmniejszej w Niemczech), niestety na nartach będzie można pojeździć dopiero od października.
Do Vetschau, gdzie mieliśmy zarezerwowane dwa noclegi na agroturystyce, dotarliśmy w piątek około 10-tej rano. We czwórkę - ja z Darkiem i sąsiadka Monika ze swoją drugą połówką. Ściągamy rowery z bagażników, szybkie ogarnięcie sakw, prowiantu itp. i ruszamy w kierunku wschodnim, pętlą do Cottbus. Pogoda dopisuje - jest piękny, słoneczny i ciepły dzień.
Najpierw jeszcze wizyta w informacji turystycznej w Vetschau, gdzie zaopatrujemy się w poglądową mapkę i robimy fotkę przed pałacem miejskim.
„Ogórek, ogórek – zielony ma garniturek, i czapkę i sandały, zielony jest cały” – pamiętacie tę piosenkę?
Pyszne szprewaldzkie ogórki to wizytówka regionu, więc wszystko jest tutaj ogórkowe – można się napić ogórkowego radlera (taki sobie), zagryzając ogórkami w occie z różnymi przyprawami (dobre), nic więc dziwnego, że i szlak rowerowy jest ogórkowy. Przez najbliższe trzy dni będziemy podążać za takimi tablicami z piktogramem wesołego zielonego ogórka, pędzącego na rowerze .
Spreewald – jak cała niemiecka część Łużyc - jest regionem dwujęzycznym, zamieszkałym przez etniczną mniejszość słowiańską Serbołużyczan. Świadczą o tym dwujęzyczne nazwy ulic i miejscowości, ale również oznakowanie dróg rowerowych jest zarówno w języku niemieckim jak i dolnołużyckim.
Już po kilku minutach zaczynają się typowe szprewaldzkie krajobrazy – kanały, stare młyny, mostki, śluzy i kajakarze. Inaczej niż na szlakach rzecznych można tutaj pływać trasami okrężnymi, wracając do punktu startu, bo nurt jest bardzo spokojny. Nie ma też przeszkód w korycie, więc oprócz typowych kajaków, są też dmuchane, rozmaite kanu i łódki wiosłowe w różnych wariantach.
Dojeżdżamy do ładnego miasteczka Burg – tu mieści się również przystań, gdzie można skorzystać z przejażdżki tradycyjną łodzią z flisakiem. Co jest na stolikach? Oczywiście browarek i ... słoik ogórków!
Im bliżej Cottbus/Chociebuża, tym krajobraz staje się bardziej podmiejski, a zielono-niebieską dżunglę zastępują smętne, enerdowskie blokowiska. Również i tutaj tablice są dwujęzyczne.
Mam w swojej biblioteczce przewodnik po Niemczech, wydany w 1991 roku, tuż po zjednoczeniu. Oto co można wyczytać w nim o Cottbus: „Opuszczone kamienice, zabite deskami fronty i osiedla mieszkalne z wielkiej płyty, pokryte węglowym pyłem tworzą wizerunek miasta. Tylko secesyjny gmach Teatru Miejskiego przypomina o lepszych czasach”. Aktualnie kopalnia węgla brunatnego jest w fazie wygaszania, a jej rozległe tereny podlegają rekultywacji i stopniowej zamianie na jeziora. Samo miasto natomiast wydaje się, że zyskało nowe życie – w centrum turystów przyciąga ładna starówka, odnowione budynki, a na obrzeżach zielone tereny, w tym Park Branitz z pałacem (w remoncie) i oryginalną piramidą na jeziorze, w której spoczywają doczesne szczątki księcia Pücklera – tego od Parku Mużakowskiego.
Na rynku w Cottbus:
Elektrownia wodna na Szprewie:
Park i pałac Branitz:
Szlak prowadzi dalej w kierunku Peitz, przez tereny zalewowe dawnej kopalni – dzisiaj ostoję ptactwa. I tylko wielkie kominy elektrowni Jänschwalde przypominają o niedawnej, przemysłowej historii tego miejsca.
Droga powrotna do Vetschau wiedzie malowniczo koroną wału na Szprewie i jej odnogach. Miejscami nurt Szprewy tworzy bystrza, a miejscami napędza stare młyny, czy płynie spokojnymi kanałami. W jednym z nich pod wieczór obserwujemy beztrosko baraszkującą rodzinę piżmaków.
Na kwaterę docieramy, gdy zaczyna już zapadać zmierzch. Za nami długi dzień i blisko 100 km jazdy, więc trzeba się wyspać.
[cdn.]
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze