Byliśmy na campingu w sierpniu niedaleko Lienz`u. Łączka Seewiese nad uroczym jeziorkiem . Sierpień 2008 roku. Karnecik dla turystów za ok 40 Euro. Na sześć dni. Każdego dnia na jeden wyjazd wybraną kolejką, z zestawu. Pojechaliśmy w jeden dzień na Moltaller Gletscher. Lało, ale dlaczego nie spróbować letnich nart? Jak będzie pogoda. Lodowiec czynny. W miejscowości, w której się skręca z głównej drogi na boczną do dolnej stacji kreta, jest wypożyczalnia. Pytamy o pogodę i czy czy można wypożyczyć narty, byty, kijki. Jutro będzie lepsza pogoda. Oczywiście, można pożyczyć. Dopasowujemy buty, narty. Impreza nie tania, ponieważ musimy jeszcze opłacić kreta i jazdę na górze. Karnet jest dla letnich turystów. Nie dla narciarzy.
Przyjeżdżamy w następny dzień. Pięćdziesiąt kilometrów na letnie narty. Żona ma obiekcje, że to wszystko sporo kosztuje. Pal licho kasę! Jeszcze się zarobi. A jak się jeździ w lecie na lodowcu, w lecie, w Europie. To się przekonamy. Jedyna okazja. Tylko profi tak jeżdżą. Niestety, w pobliżu skrętu w dróżkę do lodowca, miga czerwony napis -Gletscher nieczynny. Gość w wypożyczalni nie wierzy. Telefonuje. Czynny, tylko coś się im pokręciło. Bierzemy sprzęt. Jak wrócimy to go nie będzie. Wskazuje miejsce, gdzie mamy to wszystko zostawić.
Jazda kretem. Niedawno taki pod Kitzsteihornem się zapalił... Na górze plączą się mgły. Jeździ krzesło na sam szczyt. Lodowiec wyrównany. Na dole ustawiony wertikal. Szachownica zdradza chorwacki narybek. Niewielka grupka z trenerem. Niestety śnieg z każdym zjazdem coraz bardziej mokry. Pierwszy raz na sprzęcie z wypożyczlni. I pierwszy, i ostatni raz narty w lecie. Na profi jesteśmy zdecydowanie za bardzo w leciech.
- 10
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia